Ten rozdział dedykujemy Weris Lynch, która ma dziś urodziny. Wszystkiego najlepszego!
-------------------------------------
„Laura”
Obudziłam się w ramionach Rossa. Czy my to serio zrobiliśmy? To nie możliwe... A jednak... Spojrzałam na Rossa. Jest taki słodki jak śpi. Aż mi szkoda go budzić. Ale będę musiała, bo... Czeka nas poważna rozmowa. Czy to była pomyłka? W sumie było nam razem dobrze, ale... To nie powinno się wydarzyć. No tak. Zawsze jakieś ale. Zaczęłam krzyczeć na siebie w myślach. Lau, gdzie Ty podziałaś rozum! Przespać się z Lynchem, mimo takich rzeczy, o których o nim opowiadali Ci rodzice! Jestem zła na siebie, że wczoraj zapomniałam o czymś ważnym, bardzo ważnym. Jestem zła na blondyna, że mi o tym nie przypomniał i, że... Był taki czuły i delikatny, że sprawił mi przyjemność, że mnie tak pieścił... Jestem okropnie zła. Chciałam wstać, ubrać się i wyjść bez pożegnania, ale Rossy się obudził. Co Ci odbiło Lau? Spytałam się w myślach. Rossy? Serio? Lau, jesteś silna i nie dasz się urokowi jego białych ząbków. Zostawię go i wrócę do mojego byłego, kochanego pakera. Lynch przeciągnął się i pocałował mnie w czoło. Dlaczego on to robi? Dlaczego on mnie tak oczarowuje?
„Ross”
Otworzyłem oczy i przeciągnąłem się. Lau była jakaś zła. Nagle wybuchła i krzyczała na mnie.
- Ross, Ty idioto! - pierwszy raz ktokolwiek nazwał mnie idiotą. Ja nim nie jestem! - Jak mogłeś mi nie przypomnieć!? - co ona taka nerwowa? Pytałem się sam siebie.
- Niby o czym miałem Ci przypomnieć? - spytałem się łagodnie, bez nerwów, bez krzyku. Nie tak jak Lau.
- Ty dobrze, wiesz o czym! Nie zgrywaj idioty! - znowu nazwała mnie idiotą. O nie. Ja się tak nie dam. Też zacząłem wrzeszczeć. Była 5 rano, więc nie zdziwiłem się jak wściekły i nie wyspany Rik wparował do mnie do pokoju.
- Brat, Ty idioto! Jest dopiero piąta, a Ty kłócisz się z Laurą! Nie możecie tak kiedy indziej!?
- Nie! - wrzasnęliśmy razem z Lau. - Rik wyjdź. - zarządziłem. Brat zrobił to co mu kazałem.
Wróciłem do „rozmowy” z Laurą.
- Perełko ty moja... - zacząłem. Nie wiem skąd mi się to wzięło.
- Nie mów tak do mnie! - warknęła.
- O co Ci chodzi? Wczoraj wszystko było ok. Podobało Ci się, chciałaś coraz więcej i więcej... Co się stało, że tak nagle się obraziłaś? Przecież ja Ci krzywdy nie zrobiłem...
- Nie chce mi się z Tobą gadać. - powiedziała oschle i zaczęła się ubierać.
- No, ale powiedz... - nalegałem. Z resztą sam nie wiem dlaczego.
- Ty i tak tego nie zrozumiesz! - krzyknęła i ruszyła do drzwi. Podbiegłem do niej i obłapałem ją w pasie. Obróciłem ją twarzą do siebie i pocałowałem namiętnie. Brunetka odwzajemniła to, ale po chwili się wyrwała. Nie mam już na nią siły. Spróbowałem jeszcze raz. Przyciągnąłem brunetkę do siebie i pocałowałem. Zanim się wyrwała, wziąłem ją na ręce. Rzuciłem ją na łóżko. Znów pocałowałem ją namiętnie. Usiłowałem ją rozebrać, ale dziewczyna wyrywała się.
- Laucia, co jest? Dlaczego jesteś dla mnie taka złośliwa? - spytałem i pocałowałem ją delikatnie.
Brunetka odwróciła głowę. Nie uzyskałem odpowiedzi. Wyszła, a ja zostałem sam. Usiadłem na łóżku. Schowałem twarz w dłonie. Jak ja mogłem być taki głupi? Jak mogłem dać się tak wykorzystać? Pytałem się sam siebie. Po paru minutach postanowiłem się ogarnąć. Ubrałem się i zszedłem zjeść śniadanie. Mmm…Mama znów zrobiła tosty z serem… Zjadłem chyba z 5 i wróciłem do siebie. Moje życie straciło bez niej sens.
„Stormie”
Ross zjadł szybko śniadanie i bez słowa wyszedł. Nawet się nie przywitał. Coś z nim nie tak. Zawsze pytał się co u nas, opowiadał o tym, co mu się śniło… A dzisiaj? Nic. Ani zwykłego dzień dobry. Będę musiała z nim porozmawiać, tylko najpierw ugotuję pomidorówkę na obiad.
„Ross”
Byłem smutny, załamany. Leżałem na łóżku i płakałem. Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale płakałem i to nie pierwszy raz w dniu dzisiejszym. Zacząłem rozmyślać nad wydarzeniami tego dnia, gdy do mojego pokoju weszła mama.
- Synuś, powiedz, co się stało? – pytała z troską. Zastanawiałem się czy odpowiedzieć. Nie miałem ochoty, więc po prostu wtuliłem się w nią. Gdy się trochę uspokoiłem, postanowiłem opowiedzieć wszystko.
- Laura… Ona… - plątałem się w słowach. – Ona… Ona… Mnie… - nie potrafiłem się wysłowić. – Ona mnie wykorzystała! – wykrzyczałem i znów się rozpłakałem. Mama starała się mnie pocieszyć. Na marne…
Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńczekam na next.
Pozdrawiam Klaudia K.
Ross to istna... Bez wulgaryzmów, spokojnie, bez wulgaryzmów. Nie wykorzystała - sam tego chciał. Taki malutki syneczek, którego prowadzi się za rączkę do przedszkola... Idiota. Ależ obraza, to mi dowalił.
OdpowiedzUsuń